Z końcem XIX wieku przemysł, nawet w krajach najbardziej wówczas rozwiniętych, składał się jeszcze z fabryk przeważnie niezbyt wielkich. Wieloma z nich kierowali osobiście właściciele, często — założyciele świetnie pamiętający rozwój zakładu, znający „na wylot” zarówno posiadane maszyny, jak i zatrudnionych pracowników. Na ogół prawdziwe było jeszcze powiedzenie znane mi z lat młodzieńczych, że dobry dyrektor fabryki zajechawszy rano bryczką na środek fabrycznego dziedzińca, rozejrzawszy się dookoła i przeszedłszy się w towarzystwie poszczególnych majstrów w ciągu kwadransa po warsztatach — wie już wszystko, czego potrzeba, aby mógł wydać trafne dyspozycje. Rzeczywiście z wysokości swej bryczki widział on, że nadszedł (lub, że nie nadszedł) spodziewany na dziś transport surowca oraz że wysłano (lub nie wysłano) partię towaru, której termin dostawy wczoraj upływał. W warsztacie przekonywał się sam, że stary Nowak wrócił po chorobie do pracy, od Kowalskiego dowiadywał się, że jego dziecko wyzdrowiało (więc można liczyć na to, że nie popsuje roboty tak jak wczoraj), natomiast Kwiatkowski znów się nie stawił do pracy, więc trzeba będzie porozmawiać z jego żoną, by lepiej pilnowała tego pijaka.
ROZWÓJ FABRYK
